7-go sierpnia wybierałem się na wakacje. Plan zakładał oderwanie się od komputera i niesprawdzanie notowań. Jednocześnie przeczuwałem nadchodzące przesilenie na rynku – amerykańskie indeksy straciły impet, szerokość rynku drastycznie się zmniejszyła a chiński smok dostał zadyszki.
Uznałem, że dobrym pomysłem przed wyjazdem będzie otwarcie krótkiej pozycji, poprzez kupno opcji PUT na QQQ (etf odzwierciedlający zachowanie Nasdaq). Używając opcji nie musiałem się martwić o poziom stop-loss’a i możliwość wyrzucenia z rynku, gdybym ustawił go zbyt blisko. Kupiłem 50 opcji po $8 za sztukę, wydając łącznie $400. Koszt był niewielki bo opcje były out-of-the-money – przy kursie QQQ na poziomie ~112, cena wykonania wynosiła 102. Potrzebowałem spadku o 10% lub więcej by cokolwiek zarobić.
Przy wycenie QQQ na poziomie 102 lub więcej traciłem całą premię, czyli $400. Jednak każdy 1% poniżej oznaczał zysk $5000 (1 opcja opiewa na 50 jednostek QQQ, a więc mój pakiet 50 opcji pozwalał mi sprzedać 5000 jednostek QQQ po 102).
Poniedziałek, 24 sierpnia 2015. Na rynku panika, ‚Black Monday’. Pachnie powtórką czarnego poniedziałku AD1987 – super transakcji o której zawsze marzyłem. QQQ otwiera się na poziomie $94. Wycena moich opcji: $40.000 !! Jest tylko jeden mały problem… data wygaśnięcia to 21.08.2015. Moje opcje wygasły przed weekendem, zabrakło jednego dnia. Zamiast zysku $40k, strata $400 i sporo czasu na przemyślenia co by było gdyby.
Lekcja i wniosek: opcje to z pozoru bardzo atrakcyjny instrument bo oferuje transakcje o znanym, skończonym ryzyku i potencjalnie nieograniczonych zyskach. Nie trzeba się martwić, że przypadkowy wyskok odpali naszego stop-loss’a. Stosunek (wirtualnego) zysku do ryzka wyniósł w opisywanym przypadku 100:1. Niestety, wszystkie te cuda pracują dla nas tylko wtedy, gdy nasz timing jest idealny. W przeciwnym wypadku wartość instrumentu bazowego nie zmienia się a opcje tracą na wartości. Przypomina to trochę trzymanie kostki lodu – prędzej czy później topnieje do zera.
Oczywiście mogłem kupić opcje z dłuższym terminem wykonania, ale to kosztuje. Mogłem grać futures’ami, jak zwykle… i pewnie tak należało zrobić. Patrząc wstecz rozwiązanie jest oczywiste.
Na początku roku zarzekałem się, że nie będę opisywał stratnych transakcji bo nie wiążą się z nimi żadne ciekawe historie – ot otwarcie pozycji, stop-loss, out… Straty są zawsze niewielkie bo kontrola ryzyka to mój #1. Tym razem również, strata niewielka – $400. Ale zysk, który przeszedł koło nosa… to zabolało. Straty nie stanowią dla mnie najmniejszego problemu – wystarczy, że zaksięguję je w Excelu i mam czysty umysł, gram od nowa. Jednak soczyste zyski, które były ‚na wyciągnięcie ręki’ długo śnią mi się po nocach.
Na pocieszenie kupiłem 1,5 lota usd/jpy po 118, które zamknąłem dziś po 119,66, inkasując $2500. Rozumowanie: usd/jpy to zupełnie inne fundamenty niż amerykańskie akcje – najprawdopodobniej jena czeka długoterminowe osłabienie w czasie gdy BoJ będzie monetyzował absurdalny dług Japonii. Tymczasem w krótkim terminie usd/jpy jest mocno skorelowany z ruchami na rynkach akcji a jen umacnia się gdy światowe parkiety przechodzą w tryb risk-off. Jeśli spadki na rynkach akcji się pogłębią, z pewnością odkupię usd/jpy.
Co do samej przeceny to jest to temat rzeka i przydałby się osobny wpis na ten temat. Niestety, nie bardzo mam na to czas. Poza tym zmienność jest tak ogromna, że cokolwiek nie napiszę może być nieaktualne po kilku godzinach – amerykańskie indeksy bez problemu pokonują dystans 1,5%/godzinę. Jeśli chcieliście akcji to się doczekaliście – okazje będą na rynku codziennie ale pamiętajcie o kontroli ryzyka. A jeśli macie pytania a propos bieżących konwulsji indeksów – piszcie w komentarzach, może będę mógł pomóc. Powodzenia.